Czasami
coś się kończy nim w ogóle się rozpocznie. Niekiedy osobisty
koniec świata jest najlepszym, co spotyka człowieka w jego życiu,
daje mu możliwość zaczęcia życia na nowo. Pozorne
zmartwychwstanie. Często dochodzi się do wniosku, że coś co
początkowo było absolutnie nie do przyjęcia, staje się całkiem
przyjemną odmianą.
Erich
nie wygrał w tym roku, sam nie wie jak to możliwe. Dopracował
wszystko do perfekcji, jego program był idealny. Jednak ktoś okazał
się lepszy. Śmieszne. Zaraz po otrzymaniu srebrnego medalu i
obdarowaniu świata kilkoma fałszywymi uśmiechami oddał dowód
swej przegranej trenerowi, oznajmiając, że woli tego nie widzieć
nigdy ponownie. Gdy powrócił do domu ojciec nie czekał na
lotnisku, pojawiał się tylko wtedy, gdy Erich trzymał w dłoni
złoto, nic innego go nie satysfakcjonowało.
Nieważne.
Musi pracować, musi dać z siebie wszystko... Wszystko przez nią!
Cholerna Monicia... Gdyby uważała, gdyby czasami go posłuchała i
przestała się popisywać wszystko byłoby dobrze, jednak ona zawsze
musi postawić na swoim. Teraz ma na co zasłużyła...
Erich
oparł się o bandę. Trenował trzy godziny bez jakiejkolwiek
przerwy, czuł wewnętrzną potrzebę poddania się temu
masochizmowi. W jakiś sposób sprawiało mu to przyjemność,
większość uznałaby to za problem natury psychicznej, z którym
trzeba walczyć. Dla niego była to jedynie swoista motywacja.
Przegrał, więc teraz musi cierpieć... Tfu! To dar, nie cierpienie.
Chwila
odpoczynku nie jest czymś zakazanym, a łapiąc oddech będzie mógł
później zmusić ciało do cięższej pracy.
- Brawo!
Brawo! Nawet nie wiesz z jaką przyjemnością ogląda się twoje
występy. Pot kapiący na taflę lodu, pokazuje, że naprawdę się
starasz – głos dobiegał zza jego pleców, ale tyle wystarczyło
żeby rozpoznać jego właścicielkę. - Nie udzielam dzisiaj pokazów publicznych, Emma – delikatnie skrzywił się wymawiając jej imię.
Przechyliła
się przez bandę a jej długie blond włosy niemal sięgały lodu.
Erich naprawdę nie czuł potrzeby bycia dla niej gentlemanem i z
największą ochotą powiedziałby jej, że ma natychmiast wyjść,
inaczej on pomoże jej siłą, jednak... Nie potrafił.
- Co
byś zrobił, gdybym przechyliła się za mocno i uderzyła głową
o taflę?
- A
co miałbym zrobić? - prychnął. - Wyzwałbym cię, że brudzisz
mi lód swoją krwią.
Wróciła
do pozycji pionowej zanosząc się głośnym śmiechem i rozmasowując
sobie brzuch.
- Mój
słodki, kochany Erich – spojrzała na niego z pełną powagą i
choć się powstrzymywała, to widział, że jej fioletowe oczy
zrobiły się szkliste. Nie miał zamiaru przejąć się kilkoma
łzami... tej osoby.
- Erich! Przyjdziesz dzisiaj? - Emma pojawiła się znikąd, nachyliła swoją twarz do twarzy Ericha i wpatrywała się w jego oczy.
- Nie mogę. Muszę trenować – delikatne przesunął koleżankę, żeby móc przejść.
- Raz
na jakiś czas mógłbyś sobie odpuścić, spędzenie jednego
wieczoru ze znajomymi. Te twoje łyżwy niszczą ci życie... Och,
przepraszam. Poza nimi nie masz żadnego życia! Naprawdę uważasz,
że nie potrzebujesz do szczęścia niczego innego poza nimi?
- Tak.
Nie mam ochoty się z wami spotykać, nie chcę wiedzieć o czym
rozmawiacie, co lubicie... Mam to wszystko gdzieś, więc łaskawie
puść mój rękaw i pozwól mi iść trenować.
Emma
wzięła rękę i łamiącym się głosem powiedziała:
- Myślałam,
że mnie lubisz...
- Myliłaś
się.
Odszedł.
Słyszał jak płacze. Głupia, powinna mieć trochę więcej
godności i nie odstawiać takich szopek publicznie. Dlaczego był
skazany na rzesze idiotów, nierozumiejących piękna łyżwiarstwa
figurowego? Właściwie to było nawet zabawne, bo poza Emmą nikt
się do niego nie odzywał, każdy wiedział, że jedyne co może
usłyszeć z ust Ericha to słowa pełne pogardy. Jednak ona... Ona
się nie zniechęcała. Tacy ludzie byli irytujący, bo ile razy
można powtarzać „daj mi spokój”? Niech ją szlag jasny trafi.
Nagle
gdzieś za plecami Ericha dało się słyszeć pisk opon i głuche
uderzenie. Erich miał złe przeczucia. Odwrócił się i zauważył
Emmę leżącą na drodze przed samochodem. Widział krew na jej
blond włosach. Widział zdenerwowanego kierowcę wysiadającego z
auta. Słyszał głosy krzyczące „Dzwońcie po karetkę”.
Nie
mógł na to patrzeć.
Uciekł.
Erich
zacisnął pięści i podszedł do ojca, przepełniało go silne
uczucie buntu. Musiał to powiedzieć, nawet jeśli tak nie czuł,
nawet jeśli było to sprzeczne z jego prawdziwymi odczuciami.
- Nie
samymi łyżwami człowiek żyje.
Ojciec
uderzył go w twarz, Erich zacisnął tylko zęby. Właśnie o to
chodziło, potrzebował fizycznego kontaktu ze światem, by móc
wrócić do rzeczywistości. Nie był masochistą, po prostu dla
niego najlepszym sposobem na zabicie wyrzutów sumienia było
poniesienie odpowiedzialności za swoje czyny. Pozostało mu jeszcze
jedno do zrobienia.
- Oglądałam twój występ w telewizji. Według mnie zasłużyłeś na złoto!
- Oczywiście, że tak! Doskonale o tym wiem, więc nie lituj się nade mną i zostaw mnie w spokoju.
Czuł
jak się do niego zbliża i po chwili już go do siebie przytulała.
Zawsze była zbyt uczuciowa, a dla Ericha było to niewiarygodnie
krępujące, próbował wyrwać się z jej uścisku, ale mu na to nie
pozwoliła.
- Chcę usłyszeć jak mówisz, że
jesteś zawiedziony. Chcę żebyś mi powiedział, że czułeś się
okropnie. Chcę mieć powód, by cię pocieszyć – wyszeptała mu
do ucha.
- Nigdy nie powiem czegoś tak
niedorzecznego! Czasami się wygrywa, czasami nie,
nadinterpretujesz fakty.
- Za karę cię nie puszczę!
Leżał
w łóżku i myślał. Po raz pierwszy były to myśli niepoświęcone
łyżwom, czuł się z tym dziwnie, ale nie potrafił tego zatrzymać.
Może Emma miała rację, może rzeczywiście trochę przesadza. Z
drugiej strony nie potrzebuje przyjaciół, oni tylko ograniczają,
stajesz się od nich zależny, a to przeszkadza w karierze. Cholernie
przeszkadza.
Znów
zobaczył przed oczyma obraz leżącej na drodze Emmy, zacisnął
powieki, ale wszystko stało się tylko wyraźniejsze. Łza spłynęła
po jego policzku. Nie spał całą noc.
Rano
wstąpił do kwiaciarni, poprosił ekspedientkę o kwiaty na
przeprosiny. Do szpitala wyruszył już z bukietem fioletowych
hiacyntów. Przez całą drogę zastanawiał się co zrobi jeśli
będzie przytomna. Będzie musiał z nią pewnie porozmawiać. Co
jeśli ktoś już u niej będzie? Co jeśli nie będzie chciała z
nim rozmawiać? Co...
Nim
się obejrzał stał przed drzwiami do jej szpitalnego pokoju.
Pielęgniarka nie robiła problemów, więc pewnie jej życie nie
jest zagrożone. Wziął trzy głębokie wdechy, zapukał i powoli
otworzył drzwi.
Siedziała
na łóżku, miała zabandażowaną głowę. Gdy wszedł do pokoju
odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się szeroko.
Powoli
podszedł do jej łóżka i podarował jej kwiaty.
- Chciałbym
cię przeprosić... - przerwała mu machnięciem ręki. - Nie musisz. Nie masz za co. Myślałam o tym i doszłam do wniosku, że nie powinnam naciskać. Jeśli mnie nie lubisz, zrozumiem.
Erich
nie wiedział co odpowiedzieć, nigdy nie był dobry w wyrażaniu
uczuć. Zadziałał impulsywnie, przytulił ją i poczuł jak kładzie
dłonie na jego plecach. To było całkiem miłe uczucie, nowe, ale
miłe. Oderwał się od niej i bez słowa wybiegł.
- Erich,
nigdy więcej – powiedział do samego siebie.
Odwzajemnił
uścisk.
Byli
przyjaciółmi. Jedyna osoba, która odważyła się do niego zbliżyć
i walczyć z grubą skorupą, którą wybudował dookoła siebie. Był
jej za to wdzięczny...
Pozwolił
jej się prowadzić jak ślepy. Nie potrafił jej odmówić, nie
potrafił odmówić tym oczom...
Opowiadanie
na podstawie autorskiej historii mojej przyjaciółki.